Główna bohaterka tego opowiadania uczęszcza na czwarty rok nauki w Hogwarcie. Nigdy nie zapomni dnia otrzymania listu ze szkoły magii i czarodziejstwa. Czuła wszechogarniające szczęście, treść informacji przeanalizowała z tysiąc razy. Na początku trudno było uwierzyć, że los pchnął magię w jej szare i bolesne życie. Mieszkała pod jednym dachem z matką i ojcem oraz bratem, lecz nie czuła bliższej więzi z rodzicami. Nie rozumiała dlaczego rodzicielka nadal trzyma się tego człowieka, który jedynie dał życie jej dzieciom, lecz już nie zadbał o to jak powinno wyglądać. Nie raz była świadkiem brutalnej przemocy domowej, która odbiła się również na niej. Zawsze dzieci najbardziej cierpią. Nie zliczy ile razy uciekała z domu, aby spać w piwnicach, a w ciepłe dni na polanie. Nie obawiała się ani zwierząt, ani nieznajomych ludzi. Podświadomie czuła, że nie może być nic gorszego od braku miłości, którą zastąpiła nienawiść.
Drobne ciało często pokrywały krwiaki, a delikatna skóra wiele razy została rozcięta. Przed nocowaniem pod gołym niebem lub w zimnej piwnicy nie raz ratowała dziewczynę jej jedyna przyjaciółka. Zapraszała do siebie na noc i ciepły posiłek, zawsze miło witana przez rodziców rudowłosej dziewczynki o wdzięcznym imieniu Lily.
Merkilia, gdyż tak miała na imię owa nieszczęsna dziewczynka, dopiero gdy pierwszy raz przekroczyła mury Hogwartu poczuła jak zaczyna żyć. Rodzice nie wyposażyli jej w najnowsze rzeczy, wręcz przeciwnie wszystkie przybory szkolne oraz ubrania pochodziły z "drugiej ręki" i niestety było to widoczne. Często padała ofiarą ostrych docinek pod względem wyglądu. Ponieważ chociaż należała do ładnych osób, to bieda często bywa powodem do szydzenia zwłaszcza przez osoby o większym statusie społecznym. Na całe szczęście to nie Ślizgoni czepiali się Merkili, chociaż z całą pewnością by to uczynili gdyby nie została przydzielona do Slytherinu.
Szydzenie i wytykanie palcami odbierała dotkliwie i chociaż potrafiła zripostować docinki, to w chwilach gdy pozostawała sama dawała upust emocją roniąc słone łzy. Wiedziała, że nie może liczyć na wsparcie rodziców, nigdy nie mogła, lecz także nie mogła dalej pozwolić z siebie drwić zwłaszcza, że znała powody.
Jeszcze będąc na pierwszym roku nauki, licząc zaledwie 11 lat postanowiła udzielać korepetycji z Zaklęć i Uroków, a także ONMS (Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami) za jedną godzinę pobierała 7 sykli, pisała wypracowania za 12 sykli i niejednokrotnie uczniowie korzystali z oferty Merkili. Potrafiła zorganizować nauczanie grupowe, wówczas każdy płacił po 4 sykle, lecz nauczając grupowo zyskiwała czas i możliwość większego zarobku przez godzinę. Dzięki sumiennemu prowadzenie zajęć pozalekcyjnych i odkładaniu najmniejszego knuta na drugi rok mogła zakupić nową różdżkę u znanego i cenionego wytwórcy różdżek Ollivandera.
Z dumnie uniesioną głową przekroczyła próg sklepu. Chociaż wiele rzeczy powinna wymienić, to właśnie różdżka była bezapelacyjnym priorytetem. Nie istniał czarodziej nie posiadający różdżki, dzięki której mógł w pełni wykorzystywać swe magiczne zdolności. Nie zaprzestała udzielać korepetycji, które stały się jej głównym źródłem dochodu. Przekonała także drugiego ślizgona do udzielania korepetycji, owy chłopak o rok starszy od Merkili był znany wszystkim jego imię to Severus a nazwisko Snape. Także nie miał lekkiego dzieciństwa zapewne podobne doświadczenia pomogły Severusowi i Merkilii zostać dobrymi przyjaciółmi. W Hogwarcie padł ofiarą żartów typowo podłych typków nazywających swą grupę Huncwotami.
Merkilia pozostawała wierną przyjaciółką i chociaż miała swoje obowiązki, to zawsze znalazła tyle czasu ile było potrzeba, aby pomóc Severusowi i zemścić się na Huntciotach - w taki życzliwy sposób nazywała czterech chłopaków w wieku Snape'a. Czarnowłosy ślizgon nie tolerował pomocy dziewczyny. Nie chciał aby jakakolwiek dziewczyna go broniła, lecz to nie obchodziło Merkili. Nie potrafiła stać obok spoglądając jak cierpi. Więź która ich łączyła była ponadczasowa. Z czasem Severus zrozumiał, że Merkilia należała do najbardziej wiernych osób jakie kiedykolwiek poznał, nie oznacza to, że łączyła ich ogromna miłość partnerska. Zawsze mógł liczyć na jej wsparcie, także pozostając wierny przyjaźni. Mimo to kochał Lily, lecz Merkili to nie przeszkadzało, bowiem od końca drugiego roku szkolnego zrozumiała, że pokochała chłopaka starszego o trzy lata. Niezwykle przystojny i dostojny, także należał do Slytherinu.
Pochodził ze starożytnego rodu z tradycjami. Niczego mu nie brakowało, ani miłości rodzinnej ani pieniędzy, posiadał nawet skrzata domowego, co było kolejnym aktem arystokracji. Dziewczyny cieszyły swe oczy widokiem młodego lorda. Nic dziwnego, zdecydowanie należał do jednych z najprzystojniejszych uczniów Hogwartu. Wysoki o bladej karnacji, niebiesko-szarych oczach i długich, jasnych blond włosach. Merkilia wzdychała do niego ukradkiem. Wiedziała, że lord nie mógłby na poważnie zainteresować się dziewczyną z ubogiej rodziny, zwłaszcza że Narcyza Black również wodziła za nim wzrokiem. Nie było możliwości, aby konkurowała z panną Black pochodzącą również ze starożytnego rodu, jednego z najbardziej zamożnych. Merkilia nie chciała karmić siebie złudzeniami. Jedyne co mogło łączyć ją z Lucjuszem, to niespełnione sny, wszakże świat to nie bajka, a Merkilia nie jest Kopciuszkiem. Pozostawało żyć w ukryciu wiedząc, że nigdy nie zwróci na nią uwagi ten, którego pokochała. Czuła w głębi serca, że to ten jedyny. Bardzo dojrzałe myśli spowodował brak dzieciństwa, żyjąc w brutalnych warunkach nie miała czasu aby dorosnąć - z sekundy na sekundę musiała stać się niezależna, bez względu na młody wiek.
Jedynie w Hogwarcie zaczęła pojmować znaczenie słowa dom. Nic zatem dziwnego, że nienawidziła letnich wakacji i z utęsknieniem wyczekiwała pierwszego dnia szkoły, a takowy zaczynał się w chwili zajęcia miejsca w Expresie Hogwart. Tak jak zawsze, tak i teraz zajęła miejsce razem ze swym przyjacielem Severusem z którym mogła przedyskutować całą drogę.
♣
Nastał nowy rok i młody Snape rozpoczynał piąty rok nauki w Hogwarcie, natomiast jego oddana przyjaciółka czwarty.- I znowu jedziemy do Hogwartu. - Westchnęła ciężko dziewczyna.
- Coś nie tak Mer? - Severus spojrzał uważnie na ciemnowłosą.
- Nie... to znaczy... - Przewróciła oczami zmieszana. - Wiesz, że uwielbiam Hogwart. W tej szkole słowo "dom" nabiera innego znaczenia, lecz jak w każdej rodzinie także i tam znajdą się czarne owce.
- Huncwoci? - Do przedziału weszła urokliwa dziewczyna o długich płomiennorudych włosach podkreślających niesamowity zielony odcień oczu. Miała na sobie mundurek Gryffindoru. Severus strzepał z szaty niewidzialny pyłek po czym usiadł wyprostowany, starając się wyglądać dostojnie.
- Hej Lily. - Merkilia zebrała wszystkie podręczne bagaże zarówno swoje jak i Severusa, i ułożyła wszystkie na swej stronie pozostawiając wolne miejsce na przeciwległej kanapie obok Severusa. Rudowłosa jedynie wzruszyła ramionami i zajęła miejsce obok przyjaciela.
- Ciebie też to wkurza? - Mruknęła Evans spoglądając porozumiewawczo na ślizgonkę.
- Banda idiotów! Kretyni do potęgi entej! - Syknęła nieprzyjemnie.
- Wiecznie z nimi walczysz. - Zauważyła Ruda.
- No i będę... - Zaperzyła się czarnowłosa.
- Merkilio tyle razy ciebie prosiłem, abyś tego nie robiła. Poradzę sobie sam z nimi. - Powiedział poważnie Severus.
- Wiesz co nas dzieli? Stać ciebie na łaskawość wobec tych idiotów, mnie nie. - Wykrzywiła twarz w perfidnym uśmieszku. - Teraz wybaczcie, ale muszę iść za potrzebą. - Wyszła z przedziału zostawiając Severusa samego z Lily. Naprawdę wcale nie czuła potrzeby skorzystania z toalety, ale pragnęła dać możliwość chłopakowi zbliżenia do Lily.
*
- Wyszłaś? Co? Nie wytrzymałaś odoru Smarkerusa? - Ledwo przeszła parę kroków w korytarzu, gdy wyrósł przed nią jak cień nikt inny tylko Syriusz Black.
- Nie życzę sobie tego typu tekstów wobec Severusa! - Warknęła mierząc wzrokiem gryfona. Owszem należał do jednych z najprzystojniejszych uczniów Hogwartu, lecz to o wiele za mało, aby Merkilia mogła zignorować dogryzanie przyjacielowi.
- Dlaczego? Stęskniłem się za nim. Całe wakacje bez Smark...
- Jeszcze słowo. - Fuknęła mrużąc oczy.
- To co? - Prychnął rozbawiony. - Poczęstujesz mnie trucizną?
- Żebyś wiedział.
- Już zaczynam się bać.
- I dobrze... do budy psie! - Warknęła jak do wyjątkowo nielubianego czworonoga. Syriusz poczuł gniew mieszany z zaskoczeniem. Wiedział, że odkąd Merkilia przekroczyła próg Hogwartu stała się głównym antagonistą Huncwotów, a mimo to nikt nie wiedział, że on - Syriusz Black jest animagiem, chyba że... palnęła bez zastanowienia.
- Do budy psie? Nie pozwalaj sobie, bo mą złość na ciebie wyładuje na Smarkerusie.
- Jeżeli chociażby go tkniesz...
- Ojej, Wycierus ma swego obrońce i to w dodatku dziewczynę. - Odwróciła się za siebie w stronę dobiegającego głosu.
- Przestań. - Powiedziała przerażona spoglądając na wysokiego chłopaka o czarnych, potarganych włosach. Nosił okulary za którymi ukrywał niebieskie oczy. - Przestań, proszę...
- Co niby mam przestać? - Uniósł do góry brew w geście dezaprobaty.
- Rysować porożem sufit! - Pisnęła wystraszona. - Rogaczu!
- Macie jakiś problem? - Do rozmawiającej (o ile można tak nazwać) trójcy podszedł wysoki ślizgon o niebiesko-szarych oczach.
- Witaj Lucjuszu. - Dziewczyna uśmiechnęła się na widok lorda.
- Cześć Mer... - Zlustrował wzrokiem dziewczynę. - Wyglądasz nienagannie.
- Podobają się tobie moje nowe szaty? - Okręciła się prezentując mundurek zakupiony u Madame Malkin w dzień poprzedzający powrót do Hogwartu. Zakupiony za udzielanie korepetycji przez cały ubiegły rok.
- Raczej godne reprezentowanie Slytherinu. - Rozmawiali całkowicie ignorując obecność Huncwotów.
- Z Severusem zajmujemy jeden przedział, chcesz się dosiąść?
- W sumie czemu by nie? - Uśmiechnął się tajemniczo.
- Muszę tylko tobie powiedzieć, że Lily dotrzymuje nam towarzystwa. - Westchnęła ciężko przewracając oczami. - Wiem, że niezbyt ją lubisz ze względu na pochodzenie, ale proszę mógłbyś nie okazywać jej wrogości?
- Wiesz, że twoich przyjaciół obejmuje immunitet... - Zacisnął dłonie w pięść i spojrzał w okno. Strasznie trudno było wypowiedzieć parę słów, lecz w końcu przemógł słabość. - bez względu na status krwi.
- Dziękuję.
- Zaraz... - Wtrącił poddenerwowany James. - Lily jest sama w przedziale ze Smarkerusem?
- No i właśnie od ponad kwadransa są sami w przedziale. - Mruknęła udając, że ignoruje Pottera. - Nie chciałam im przeszkadzać, ale skoro teraz tutaj jesteś to możemy wrócić. Mam nadzieję, że odpowiednio spożytkowali ten czas. - Wyminęła Huncwotów i ruszyła przodem prowadząc za sobą prefekta Slytherinu. Dzika satysfakcja malowała się na ustach dziewczyny, zwłaszcza gdy usłyszała siarczyste przekleństwa Pottera.
*
- Wróciłam i zobaczcie kogo ze sobą przyprowadziłam. - Tuż za dziewczyną do przedziału wszedł Malfoy i od razu uścisnął dłoń z Severusem. - Cześć. - Owe słowo skierował do Evans. Nie akceptował mugolaków, lecz wiedział że zarówno Severus, jak i Merkilia przyjaźnili się z Lily nim trafili do Hogwart. W dodatku ta dziewczyna podobała się jego przyjacielowi, także nie miał zamiaru psuć ani przyjaźni Merkili, ani miłości Severusa.
- Lily nie miałam kiedy powiadomić ciebie o tym, że ja i... - Ujęła czule dłoń blondyna. - Lucjusz jesteśmy razem od końca zeszłego roku szkolnego.
- Zaczęliście być razem od czerwca? Super. Dlaczego tak późno? - Zielone oczy nabrały lżejszy odcień ukazując zafascynowanie Rudej.
- Lepiej później niż za późno. - Mruknął Malfoy. - Nie wiem tylko dlaczego nie przyjechałaś do mnie na wakacje... - Spojrzał czule na ukochaną. - Przecież doskonale wiesz o tym, że moi rodzice odpowiednio by ciebie ugościli.
- Wiem, ale... - Westchnęła kręcąc głową.
- Następnym razem nie chcę słyszeć wymówek. - W tym momencie drzwi przedziału zostały otwarte i zajrzała do środka młoda kobieta.
- Potrzebujecie coś z wózka kochaneczki?
- Owszem... - Lucjusz podszedł do kobiety, aby kupić po trochu wszystkiego.
- Cudownie! - Pisnęła podekscytowana Evans, może i nie przepadała za Lucjuszem, ale wiedziała, że od dawna Merkilia do niego wzdychała. - Dlaczego nic nie powiedziałaś przez całe wakacje?
- Szczerze? Nie chciałam zapeszać. Wiesz w końcu zakochałam się w Lucjuszu, a to nie byle kto. Pochodzi z majestatycznej rodziny, jest lordem, a ja tylko nic nie wartą dziewczynką, smutną marzycielką.
- Nie mów tak! - Podniósł ton Severus.
- Kiedy to prawda... I dlatego sądziłam, że po wakacyjnej przerwie i powrocie do Hogwartu Lucjusz powie, że jedynie się bawił i już nie chce ze mną być, że to był po prostu... - W oczach dziewczyny zabłysły łzy. - Kaprys.
- Jeszcze raz tak powiesz... - Malfoy ponownie usiadł przy ślizgonce. - Na tyle już mnie poznałaś, że nie powinnaś wątpić. Nie ufasz mi?
- Ufam, ale... nie wierze w siebie.
- Brak tobie pewności siebie, ale spokojnie... - Ucałował dłoń Merkili spoglądając głęboko w jej szmaragdowe oczy. - Popracujemy nad tym. A teraz powinnaś się rozchmurzyć. - Otworzył opakowanie z czekoladową żabą, zaczarowaną, która ruszała się jak prawdziwa. - Czekolada zawsze potrafiła poprawić tobie humor. - Złapał czekoladkę i chociaż żabka wyrywała się to podsunął ją pod nos Merkili, która powoli ją schrupała.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się delikatnie.
- Wy też się częstujcie. - Zachęcił przyjaciół. Delikatny uśmiech wykrzywił usta Merkilii. Jeszcze zaledwie rok temu jechała do Hogwartu w przekonaniu, że nie ma mocy, aby Lucjusz zwrócił na nią uwagę i ten stan nigdy nie ulegnie zmianie. Teraz jechała tym samym pociągiem, do tej samej szkoły trzymając Malfoy'a za rękę z myślą, że to ostatni rok jego nauki w szkole, chociaż ta myśl bolała, sił dodawała wiara, że marzenia jednak potrafią odnaleźć swe odzwierciedlenie w świecie realnym.